poniedziałek, 27 sierpnia 2012


                        




           Maszyny i narzędzia w produkcji rozlewniczej 

Witam wszystkich zainteresowanych!
Nazywam się Krystian i od dawna zajmowałem się maszynami do produkcji napoi alkoholowych i bezalkoholowych. Chętnie pomogę wszystkim zainteresowanym w prowadzeniu zakupów w/w. maszyn a także pomogę w sprzedaży tychże maszyn w całej Europie także wschodniej. Znam wiele technik sprzedaży a także wiele miejsc gdzie można zdobyć części zamienne i narzędzia do w/wspomnianych maszyn. Nie chcę robić tego za darmo i chętnie widzę wpłaty na moje konto za udzielone informacje, ale podstawy wszyscy mogą zdobyć korzystając z mojej wiedzy na ten temat. I tak na przykład wiele ludzi poszukuje miejsc gdzie zrobić uszczelki do maszyn lub na przykład pochromować element, ja wiem wystarczy do mnie zadzwonić czy też napisać i moja wiedza może być Wasza. W następnych postach będę relatywnie i jasno opisywał swoje doświadczenia a także miejsca gdzie można wykonać proste sprawy niejednokrotnie spędzające sen z powiek wielu ludziom zainteresowanym a także mających wymagających Szefów którzy nie znają słowa "nie ma lub nie wiem". Wszyscy którzy poszukujecie miejsc gdzie można wykonać usługę nie koniecznie związaną z maszynami spożywczymi serdecznie i z całego serca zapraszam. Mój adres e-mail do kontaktów to: mqy1@wp.pl     i tam możecie pisać i prosić o wskazanie ewentualnego miejsca gdzie można cokolwiek wykonać związanego z maszynami i stalą nierdzewną.


Jest rok 1995 i ja pracuje w firmie produkującej napoje koło Krakowa w Górze Nawojowej k/Krzeszowic.
Zaznajomiona firma z Opolskiego proponuje mi uruchomienie i wstępny remont maszyn do produkcji „szampana” czyli gazowanego wina. Mam opory bo dosyć słabo znam temat, w końcu wino to nie woda czy napój, ale wstępnie się zgadzam i dostaję na razie wolną rękę od właściciela firmy gdzie pracuję.  Z właścicielem z Opolskiego jedziemy na zachód szukać jeszcze maszyn, a więc Austria , Włochy, Szwajcaria i w zasadzie dokonujemy zakupu maszyn których nawet nie widzieliśmy(błąd) ale terminy naciskają i w trakcie wyjazdu dowiaduję się że linia ma stanąć na Ukrainie w miejscowości Brdyansk (koniec świata oczywiście dla mnie) i że fundusz na maszyny w zasadzie nie odgrywa większej roli bo inwestor nie bardzo liczy się z kosztami. Kontrakty podpisane jest sierpień 1995 roku a linia ma zacząć pracę w październiku tegoż roku. Czasu mało w zasadzie termin  wg. mnie nierealny ale już nie ma odwrotu, tym bardziej że poprzedni właściciel wymawia mi pracę od zaraz. Koło Opola została wynajęta niewielka hala gdzie ja i kilku zapaleńców remontujemy maszyny które już doszły głównie z Niemiec (stan nijaki bo maszyny ze szrotów) ale robimy co możemy tym bardziej że termin załadunku zbliża się niesamowicie szybko. W końcu ładujemy TIR-y Ukraińskie maszynami nieskończonymi z nadzieją że na miejscu będzie czas żeby je skończyć. W między czasie dowiaduję się że część potrzebnych do produkcji mediów już została na miejsce dostarczona i żarty niestety się skończyły bo na Ukrainie ok 2000km.od Polski jest już 1 milion butelek, klej do etykieciarki, oraz pozostałe rzeczy do produkcji + wino z miejscowej winiarni. Zajeżdżamy na miejsce trochę pociągiem a z Kijowa samolotem i busem z zakładu gdzie mamy montować linię na miejsce.
Zabieramy się do pracy przy montażu linii. Jest oczywiście bariera językowa(lata mojej nauki rosyjskiego do bani) i nieśmiertelne „zawtra utram” czyli jutro rano o co byśmy nie poprosili. W końcu z wielkimi problemami uruchamiamy linię dokładnie 24 12 1995r. co wg. mnie i tak było rekordem świata. Jednak nie ustrzegliśmy się błędów. Przede wszystkim  klej dostarczany był zimą pod plandeką i musiał zamarznąć bo nie kleił. Na miejscu zdobyłem trochę żółtej dekstryny i rozrobiona z wodą musiała robić za klej i powiem szczerze że mimo wielu prób jednak dekstryna była najlepsza do tego celu. Tym bardziej że temperatura rozlewu była bliska „0”°C co powodowało pocenie się butelki i poślizg etykiety na butelce.
Nie mieliśmy czasu żeby kończyć maszyny ale i tak zrobiliśmy co było możliwe. Po za tym większości maszyn w ogóle nie było w Polsce przyjechały bezpośrednio na miejsce np. druciarka i etykieciarka a także załadunek do kartonów. I proszę sobie wyobrazić że w miejscu gdzie praktycznie kończą się tory kolejowe musiałem improwizować z remontem takich maszyn. Podejrzewam w ówczesnej Polsce byłoby się nad czym zastanowić a my musieliśmy w takim miejscu. Miasto o typowo wczasowym charakterze odpowiednik naszego Sopotu, i leżący przemysł po rozpadzie ZSSR.

Początki zawsze są trudne - więc dyrektor zakładu miał pretensje że maszyny są stare a miały być nowe że wydajność jest mniejsza niż 6000b/h. i tak dalej.
Jakoś dawaliśmy radę ale wydajności zwiększyć nie bardzo było można, stanęło na 4000b/h i koniec. Było kilka wąskich gardeł np. etykieciarka, szyjkę butelki trzeba było kleić dookoła jak na szampanie, drutownica też powyżej 3,5tys. Chodziła trudno(a nie mieliśmy dostępu do niej wcześniej) wydawanie kołpaków też jednogłowicowe bez możliwości podkręcenia. Ale w końcu po wstępnym rozruchu te 3500b/h. stabilnie poszło.
I tak takie mieliśmy maszyny:
1.Depaletyzator półautomatyczny f-my SEN(butelki na paletach)
2.Płuczka bębnowa 16 gniazd.
3.Nalewarka 45 kranów BF-ka ciśnieniowa chyba najlepsza z tych maszyn.
4.Drutownica Robino Galandrino.
5.Kołpaczki j/w.
6.Zaciskarka do kołpaczków j/w.
7.Etykieciarka też tej firmy ale starego typu z ruchomą kasetą spisywała się nadzwyczaj dobrze.
8.Maszyny dwie do akcyzy Austria nigdy nie kleiły kleiliśmy ręcznie.
9.Załadynek Joha jednogniazdowa 1 karton.(dobra dopóki nie ukradli kości z kluczem).

Zaczęła się praca na obczyźnie. Właściciel linii zaproponował mi pracę przy nadzorze linii oraz przy organizacji remontów i napraw. Co prawda w miejscu gdzie pracowaliśmy były inne linie np. do wódki czy też wina ale nasza mimo że już nie najnowsza była w wysokim stopniu zaawansowania. W wielu miejscach już sterowanie elektroniczne i cyfrowe, co stawiało naszą linię w pierwszym rzędzie przed wytworami byłego ZSSR. Moja rola sprowadzała się do uruchomienia rano linii  oraz do nadzoru pracy w czasie produkcji. Miałem też mechanika i elektryka z Zakładu pracy którzy pracowali pod moim nadzorem.
Często bywało że podejmowali za mnie decyzje i nie mogę powiedzieć że były nietrafne.
Praca była wymagająca i trudna, bez dostępu do części zamiennych oryginalnych co powodowało wszelkiego rodzaju przeróbki często trzeba było dostosowywać się do ukraińskich rozwiązań co nie wpływało pozytywnie na wydajność maszyn.

TECHNOLOGIA

Sam początek produkcji zaczynał się w hali magazynowej specjalnej przed halą rozlewu gdzie w zbiornikach po 10 000l.ciśnieniowych(8bar.) następowało gazowanie wina. Gazowanie odbywało się odpowiednio wcześniej jako że wino często wysokiej jakości gronowe, musiało po nasyceniu gazem odpocząć ok. 3 godz. Zbiorniki były dwa więc z jednego następował rozlew a drugi był w tym czasie gazowany. Można było operację gazowania robić w nocy ale na Ukrainie mają swoje zwyczaje które nie pozwalają na pracę w nocy przy alkoholu. Zresztą picie było wpisane chyba w wynagrodzenie bo ja z wielu pracowników znałem chyba tylko jednego który nie pił a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Zresztą szybko wróciłem do Polski po samochód bo tylko jazda za kierownica pozwała uchronić się przed namowami do spożycia alkoholu pod każdą postacią.

                                                                       #

I tak po zgazowaniu wina w zbiornikach zostaje ono przesłane jako napój w dalszym ciągu mocno schłodzone zawsze w granicach 0°C do tego stopnia że zbiornik produktu w maszynie bywa często oblodzony w związku z dużą różnicą temperatur. Co bardzo ważne to maksymalny brak zakrętów w rurociągu(na początku właśnie były problemy z pienieniem ze względu na eleganckie ułożenie rur doprowadzających produkt do maszyny ale miały właśnie wiele zakrętów które zlikwidowałem i problemy się skończyły). Bardzo ważne również jest ułożenie wanny pod maszyną rozlewającą żeby można było odzyskać część rozlanego wina. Butelki w maszynie w związku z dużym ciśnieniem i różnica temperatury lubiły pękać seriami po kilkanaście sztuk co powodowało potok wina do kanalizacji. Tak duże straty czystego bądź co bądź wina były marnotrawstwem nie do rozliczenia. Wino z wanny po dodatkowym przepuszczeniu przez filtr nadawało się do ponownego rozlewu i tak właśnie robiliśmy. Zawrócone wino było powtórnie gazowane z następną partią i rozlewane ponownie. I tak straty były znacznie mniejsze i dalsze stosowanie wanny było uzasadnione. Wąskim gardłem było niestety drutowanie. Wytwórca życzył sobie drut tzw. Pełny czyli koszyk na korek musiał być zgodny z zasadami szampana tj. wykonany z jednego kawałka drutu i mieć cztery rogi dokładnie jak na korku szampańskim, jednak sam korek był plastykowy w odróżnieniu od korkowego w szampanie, co dyskwalifikowało nasz produkt jako szampan.
Walczyliśmy więc z druciarką jak już wspominałem Robino&Galandrino której wcześniej nie widziałem na oczy i która okazała się maszyną skomplikowaną i nie prosta w obsłudze a także w remontach. Bywało że pracownice na linii ręcznie dokręcały koszyki żeby nie wracać butelek i nie opóźniać produkcji. Samo skręcenie koszyka było proste pod warunkiem że korek siedział pewnie w butelce a różnie to bywało jeśli płyn troszkę się zagrzał korek natychmiast eksplodował więc trzeba było to robić szybko i sprawnie.

                                                                        #

Następną problematyczną maszyną było wydawanie kapturków. Wiadomo że  szampańskie kapturki różnią się od winnych(do takich była maszyna jednogłowicowa) są długie i z folii aluminiowej co powodowało częste awarie a także wydawanie po kilka sztuk, po za tym w następnej maszynie następowało obciskanie w pierwszej fazie cztery rogi w drugiej na okrągło. Dopiero po zaciśnięciu folii następowało etykietowanie, oczywiście trzy etykiety główna, tylna oraz krawat dookoła szyjki butelki. Przy wydawaniu kapturków zrobiono jedno stanowisko pracy żeby się ustrzec strat a kapturki były sprowadzane z Polski więc drogie jak na Ukraińskie warunki. Do tego stopnia ze część butelek okrywano kapturkami ręcznie. W dalszym ciągu opiszę etykietowanie oraz pozostałe operacje.

ETYKIETOWANIE

To oczywiście następny problem ze względu na konieczność owijania szyjki etykietą krawatem. Mieliśmy dużo kleju syntetycznego sprowadzonego z Polski jednak w czasie transportu była niska temperatura i klej stracił lepkość a co za tym idzie nie nadawał się do klejenia. Próbowaliśmy myć maszynę spirytusem jednak nic nie pomagało, więc wróciłem do najzwyklejszej dekstryny która akurat w tym przypadku sprawdziła się bardzo przyzwoicie.  I tak przy każdym wyjeździe do kraju brałem z sobą z powrotem worki kleju(granica ha ha). Ale ogólnie dawałem radę tak że bardzo miło wspominam pobyt na Ukrainie chociaż sposób myślenia ludzi nie bardzo mi odpowiadał. Jeśli macie jakieś pytania to proszę o kontakt wiele z tej wiedzy zostało jeszcze w głowie i chętnie się nią podzielę z zainteresowanymi.
No i pozostała ostatnia część linii czyli naklejanie akcyzy. Inwestor zakupił w Austrii dwie maszyny jednogłowicowe(nowe) ale od samego początku odmawiały pracy. Akcyza jest droga i podlega szczegółowemu rozrachunkowi więc nie ma możliwości niszczenia etykiet w sposób niekontrolowany, do tego stopnia że zniszczoną etykietę należy nakleić na kartkę papieru i tak ewentualnie rozliczyć. W tym układzie od początku była naklejana ręcznie przez 4 panie pracujące na końcu linii przy maszynie pakującej typu Joha. Maszyna bardzo dobra wymagająca tylko okresowego smarowania i jeżeli była czysta pracowała bez zarzutu. To tyle jeśli chodzi o linię. W dalszym ciągu nagła zmiana miejsca pracy i problemy transportowe przy przeprowadzce do Rosji/.
Dokonałem kilku niezbędnych poprawek i przepisałem bloga w całości.
Czasy są trudne i w związku z wypadkiem jakiemu uleglem w 2009 roku jestem na rencie i dlatego proszę ewentualnych lepiej uposażonych czytających o wsparcie w związku z czym podaję numer konta do pomocy. Z góry dziękuję za ewentualną pomoc.


Otóż któregoś dnia jeden z „Inwestorów” rosyjskich powiadomił mnie o zmianie miejsca instalacji linii do produkcji win gazowanych. Jako lokalizację wskazał miejscowość Czerniachowsk w obwodzie kaliningradzkim. Na moją zdziwioną minę odpowiedział że polski inwestor wraz z nim wykupili jakiś zakład pracy właśnie w Czerniachowsku. Kazał przygotować linię do transportu co zacząłem niezwłocznie robić jako że transport miał przyjechać niebawem. Sprawa nie była prosta ale cóż nie ja decydowałem o całości. Zastanawiało mnie tylko jedno, mianowicie tutaj był zakład winiarski z całym zapleczem tzn. chłodnie a najważniejsze dostawy wina gronowego dobrej jakości co nie było bez znaczenia. Tam mimo że zakład można powiedzieć „swój” to jednak należało stworzyć od podstaw całe zaplecze, na moje wątpliwości Misza powiedział że to nie moje zmartwienie i żebym się zajął transportem, co też uczyniłem. Miałem pomoc miejscowych pracowników którym zresztą obiecałem zatrudnienie w Rosji. W każdym razie mimo sprzeciwu miejscowej dyrekcji rozpocząłem załadunek na TIRY które dojechały w międzyczasie.
Po dwóch dniach wytężonej pracy linia była załadowana i gotowa do transportu.


Mam szczerą nadzieję że śledzicie moje poczynania na Ukrainie i w Rosji i dalej opisuję to co się działo po przewiezieniu linii do obwodu Kaliningradzkiego i miejscowości Czerniachowsk.
No więc po załadunku musiałem zamknąć swoje sprawy w Berdyansku na Ukrainie i pojechaliśmy do Rosji zob aczyć miejsce instalacji naszej linii. Na miejscu zobaczyłem ruiny w bardzo złym stanie ale po modernizacji nadające się do ustanowienia linii rozlewu ale tylko rozlewu. Budynek był z tzw. Białej cegły z powybijanymi wszystkimi szybami, płytki które kiedyś były na ścianach ze wzglądu na mróz pospadały na ziemię i było widać tylko tynki jako tako zachowane. O produkcji wina można było w ogóle nie myśleć tym bardziej robić. Zakład który został zakupiony był kiedyś w czasach ZSSR przedsiębiorstwem wielobranżowym i zajmował się między innymi rozlewem napoi w tym gazowanych, jednak nie zachowały się żadne maszyny po produkcji(złom został wykradziony i wywieziony) a także wszelkie elementy które miały wartość złomu również zmieniły właściciela. Miasteczko miało charakter typowo obsługowy armii i po zlikwidowaniu ich miejsc pracy(likwidacja jednostek) zostało samo z sobą bez nowych miejsc pracy. Pierwsze kroki jako nowy przedstawiciel inwestora skierowałem do Urzędu Miasta w celu zaznajomienia się z władzami oraz przedstawienia swoich zamiarów. Zostałem przyjęty w miarę ciepło jako ewentualny gwarant nowych miejsc pracy. Obiecano pomoc przy organizacji naszego nowego przedsiębiorstwa i oczekiwano ode mnie obietnicy przyjęcia miejscowych ludzi do pracy co też uczyniłem. Starą firmą Wielobranżową opiekował się jej były dyrektor i nikt nie wie co wyniósł i sprzedał chociaż twierdził że wszystko co można było ochraniał. Mam mieszane uczucia bo domyślam się co musiało zostać po takim przedsiębiorstwie. W każdym razie zostało trochę zbiorników które dosyć trudno było wynieść ze względu na pojemność ok 20 000l.więc zostały chociaż w stanie nie nadającym się do natychmiastowego użycia.
Któregoś dnia przyjechał inwestor z Polski i razem z Rosyjskim zaczęli robić wizualną inwentaryzację.
Przy okazji zażądał żeby ze mnie zrobić generalnego dyrektora przedsięwzięcia. Rosjanin oczywiście zaprotestował , mając moje poparcie ale Polak się uparł i tak zostałem dyrektorem inwestycji. Na początek zapytałem jaki charakter ma mieć cała sprawa i w odpowiedzi usłyszałem że na początek mam uruchomić rozlewnię szampana(gazowanego wina) a potem docelowo również innych alkoholi. Pierwsze kroki skierowałem do ichniego Sanepidu i umówiłem się z dyrektorem że przyjedzie do mnie z komisją i powiedzą o swoich minimalnych wymaganiach, co bardzo mi było na rękę bo miałbym Sanepid z głowy spełniając ich wymagania.
Wino do produkcji miało być sprowadzane koleją w cysternach na miejsce i kupażowane w zakładzie naszym do rozlewu.
Czyli plan do wykonania był taki!
Uruchomić napięcie(nie było prądu)
Dokończyć sprawy budowlane(płytki na ziemi brak okien)
Wybudować laboratorium zaadaptować pomieszczenia po byłym.
Przystosować magazyn na wino (zamierzano transportować po cztery cysterny 40 000l.)
Zorganizować pasteryzację i filtrowanie wina(łatwo się pisze a znacznie trudnij robi)
Zorganizować halę kupażowania wina i sekcję schładzania.
Zbudować jakiekolwiek biuro dla księgowości i co tu dużo mówić dyrekcji.
Zbudować lub zaadaptować jakieś pomieszczenia socjalne na początek przewidywałem ok 40 miejsc pracy.
To tak w dwóch słowach jednak trzeba było zrobić cale przedsiębiorstwo od podstaw a czekaliśmy jeszcze na transport naszej linii z Berdyanska. Nic nie piszę o finansach a na razie ich przecież nie było, Mieszkanie wynajął Rosjanin na jakiś dziwnych i nie jasnych zasadach tak że było gdzie się schować po tej niby pracy.
No i zaczynamy. Na razie jest nas troje z Berdyanska w Ukrainie i próbujemy jakoś zebrać załogę przyszłego zakładu pracy do produkcji winiarskiej. W kraju w którym główną walutą jest alkohol mamy zebrać ludzi do produkcji alkoholu. No i zbieramy.Nie będę się rozpisywał, jednak wiele ludzi uważnie patrzyło na moje poczynania. W tym wszystkim władze miasta które po wyjściu wojsk Rosyjskich prawie umarło. Cały poprzedni czas żyli przecież z armii która miała tam wiele jednostek w sumie pozostał tylko wojskowy port lotniczy nie latający bo nie było paliwa. W sumie zdarzało się że słychać było samolot ale później dowiedziałem się ze to przyjeżdżała generalicja wykonać nalot żeby były dodatki do pensji. Tak się składało ze nasza zakładowa bocznica kolejowa była częścią bocznicy własnie lotniskowej i musieliśmy zgrać użytkowanie żeby nie wchodzić w kolizję.Po wielu negocjacjach doszliśmy w końcu do porozumienia i wszystko działało jak należy. Ale oprócz armii przyglądali się nam również bandyci zresztą osławieni właśnie w Rosji. Dalej opiszę szczegółowo jakie miałem perturbacje. Miejscowi bandyci nie rozumieją że organizuje się miejsca pracy, dbają tylko o swoje zyski i chcą je mieć natychmiast a nie za pół roku czy dłużej. Oczywiście na początku miałem spokój bo wszystko było w organizacji ale z momentu prób uruchamiania przedsiębiorstwa zaczęły się problemy. Dobrze że inwestor Rosyjski podłączył do firmy ekipę Łóżkowa mera Moskwy bo od razu zainteresowały się nami służby FSB Rosji i bandyci zaczęli nas omijać szerokim łukiem. Ale problemy się nie skończyły byliśmy dokładnie obserwowani i ciągle ktoś dawał nam znać że nie jesteśmy u siebie i musimy grać wg. zasad ogólnie przyjętych w podziemiu.Mówiąc krótko z mocnymi chłopakami się nie rozmawia i nie wolno im płacić bo jest to droga do ciągłych opłat. Zawsze trzeba działać pod ochroną najlepiej rządowych organizacji albo nie brać się za biznes w Rosji.
Wracając do przedsiębiorstwa to nie miałem koniecznych środków dopiero po monitach do właściciela uzyskałem zastrzyk gotówki na bieżącą działalność tj. na zakup podstawowych żeczy np. kotłowni która oprócz ogrzewania musiała jeszcze móc wytworzyć gorącą wode do pasteryzacji wina oraz środków do jego prodykcji. Cukier(roztwór) tez trzeba było pasteryzować. Mieliśmy duży pasteryzator płytowy który puki co musiał wystarczyć na wszystkie operacje pasteryzacji. W między czasie musiałem zorganizować laboratorium i w związku z tym przyjąłem dziewczynę ze stosowną szkołą ale bez doświadczenia w kierowaniu ludźmi. Jednak musiał sobie radzić bo po niedługim czasie radziła sobie bardzo dobrze. Miałem wiele kontrowersyjnych propozycji na kierownika ale wyszłem z założenia że improwizacja się napewno uda i nie będzie problemów z człowiekiem na stołek i wtym przypadku miałem rację. 
W końcu zaczęliśmy ściągać oprzyrządowanie do laboratorium. I po wielu skomplikowanych zabiegach i transporcie z Polski potrzebnych elementów okazało się że wiele szkieł i innych sprzętów musi mieć atest Rosyjski co skończyło się i tak zakupem potrzebnych podzespołów w Rosji. Czyli podwójny wydatek i całkiem nieprzemyślany. Wiele miałem problemów z podłączeniem np. prądu bo poprzednia firma miła wile zadłużeń i nie chcieli włączyć prądu ale po interwencji mera miasta włączyli tym bardziej że mieliśmy swój transformator dużej mocy i na terenie firmy. Podobne problemy miałem z wodą i odprowadzeniem ścieków których przy produkcji winiarskiej jest sporo. Trzeba było udrażniać przewody bo ostatnio woda płynęła tutaj wiele lat wcześniej ale dzięki zaangażowaniu podległych pracowników udało się wreszcie wodę i ścieki doprowadzić. Największym problemem były pieniądze na zaspokojenie np. wypłat dla pracowników. W końcu wpadliśmy na pomysł żeby pracownikom oddać byłą stację podgrzewania mazutu i9 do sprzedaży na złom. Wyrwali tą stację z podziemia i naszym ZIŁEM 130 wszystko sprzedali i przywieźli pieniądze które księgowa podzieliła na wszystkich pracujących, na miesiąc spokój chociaż w odwodzie miałem jeszcze wysoki komin który do niczego nie był potrzebny a można było pociąć i sprzedać na złom. Problemem było tylko położenie komina żeby nie uszkodzić dachów obiektów położonych blisko. Ale kiedyś powysyłałem pracowników funkcyjnych na różne wyjazdy i zebrałem ludzi następnie kazałem przywiązać linę powyzej połowy komina i naciągnąć załadowanym ZIŁEM a spawaczowi odciąć palnikiem podstawę na jakieś 80% co pozwoliło przy szybkim pociągnięciu samochodem położyć lomin w miejscu bezpiecznym i następnie pocięli na mniejsze kawałki do załadunku na samochód i sprzedaż na zlom. I w taki prosty sposób uzyskałem środki na wypłatę dla ludzi. Tymczasem nie było pieniędzy ze sprzedaży bo przecież produkcja jeszcze nie ruszyła. Ale samo uruchomienie produkcji zostawię sobie na później.

25.12.2012r.
Korzystając z tego że już wcześniej poznałem miejscowe władze w postaci Mera Miasta i jego zastępcy(tak naprawdę to on kierował) zwróciłem się do nich o pomoc jako że byłem dla Rosji obcokrajowcem i w zasadzie dostałem kredyt zaufania, obiecując w zamian ok. 100 miejsc pracy tak dla mężczyzn jak i kobiet. Dostałem błogosławieństwo Mera w kontaktach z Szefem sanepidu i innych służb odpowiedzialnych za pomoc w uruchomieniu przedsięwzięcia. Także energetyka szybko wycofała się z żądań opłaty starych długów. Więc na początek miałem trochę lżej no i taniej. Ale zostałem zobowiązany do rzeczywistego stworzenia tychże miejsc pracy. Korzystając z takich  pełnomocnictw zacząłem pracę i nabór ludzi z założeniem że będą w przyszłości pracować w zakładzie. Nabór nie był łatwy, ludzie musieli nie używać alkoholu co w warunkach Rosyjskich naprawdę nie jest łatwe. Mniej więcej 1 na 100 nie pije i najczęściej z powodów zdrowotnych.No więc po wielu próbach i roszadach udało się wreszcie zrobić jako takie obłożenie na stanowiska pracy w naszej firmie ale stan załogi pozostawiał wiele do życzenia, nie można w ciągu kilku dni zmienić sposobu myślenia ludzi którzy całe życie tylko w alkoholu widzą sens życia a także sposób na codzienne problemy. Zakaz spożywania alkoholu obchodzono różnymi drogami dalekimi od doskonałości i ja jako Szef musiałem na to reagować ale też trzeba było uważać bo w końcu mogłem zostać sam z załoga laboratorium i nie bylo by komu stanąć na linii produkcyjnej.Będzie jeszcze ciekawie bo przed nami jeszcze uruchomienie produkcji i wizyta niezapowiedziana inspekcji podatkowej.  

27.12.2012r.
Dostaję zapytania na e-mail i jest mi naprawdę bardzo przyjemnie z tego powodu. 
Napisze cokolwiek o sobie:  otóż urodziłem się na Śląsku w rodzinie ze śląskimi tradycjami ale miałem niestety pecha. Ojciec umarł w trzy i pół roku po moim narodzeniu a z kolei matka tak się przejęła jego śmiercią że przeżyła po nim tylko pół roku co spowodowało że w wieku czterech lat zostałem sierotą i zostałem zakwalifikowany do domu dziecka skąd po jakimś czasie zabrały mnie dwie starsze stare panny dzisiaj to się nazywa rodzina zastępcza. Po jakimś czasie jedna z nich młodsza umiera na zawał, natomiast druga z powodów mi nieznanych oddaje mnie do domu dziecka i jak twierdzi nie może sobie poradzić z wychowaniem. Byłem prostym chłopakiem i wszystkiego czego było mi trzeba to odrobina miłości. W każdym razie trafiłem do domu dziecka czyli jak to się mówiło „bidulca”
W zawiązku z moimi wybrykami(wychowawczyni złapała mnie na paleniu) poszedłem do szkoły górniczej, a nie do technikum samochodowego jak chciałem. I od razu dom dziecka posłał mnie do internatu przy szkole żeby mieć sprawę ze mną z głowy. Do ukończenia szkoły mieszkałem w internacie a po otrzymaniu świadectwa ukończenia szkoły w domu górnika. Potem już było tylko gorzej. Miałem 18 lat i byłem sam jak palec. W międzyczasie byłem w pracy winny(pośredno)wypadkowi i postanowiłem skończyć moją przygodę z górnictwem przynajmniej na jakiś czas. Poznałem dziewczynę w kieleckim i postanowiłem się do niej wprowadzić tym bardziej że jej matka i ojciec nie byli przeciwni. W międzyczasie poszedłem do wojska i jakoś padło na desant gdzie służyłem do 1975 roku(oddałem 85 skoków ze spadochronem) i po wojsku zaczęliśmy myśleć o małżeństwie. W końcu pobraliśmy się i w dwa lata po ślubie mieliśmy już dwoje dzieci córkę i syna. W związku ze słabą pracą na miejscu postanowiłem ruszyć do pracy na Śląsku i w efekcie uzyskałem pracę w kopalni „Szczygłowice” w Knurowie i po paru miesiącach służbowe mieszkanie w takiej samej dzielnicy. Ściągnąłem zonę i dzieci na Śląsk gdzie mieszkają do dzisiaj. Tylko Córka przeniosła się w okolice babci w kieleckie.
Po wielu perypetiach w końcu rozwiedliśmy się w 1984 roku oczywiście z mojej winy. Później plątałem się po świecie i pracowałem np. w „Bumarze Łabędy” przy montażu czołgów aż wylądowałem w prywatnym biznesie przy produkcji napoi koło Krzeszowic w małopolskim. Zaznajomiony przedsiębiorca zlecił mi wykonanie linii do produkcji szampana na Ukrainie i tam moje losy opisuje w blogu wiele sposobów na maszyny blogspot.com.
W końcu ląduję w mazowieckim przy produkcji i naprawie etykieciarek gdzie skończyła się moja kariera zawodowa dzięki jego Szefowi. Tam właśnie pracowałem najpierw jako ślusarz monter później pracownik marketingu gdzie miałem niezłe wyniki. Reszta informacji jest na moim blogu powyżej, chociaż jeszcze pracowałem w górach jako kierownik ośrodków w Piwnicznej Zdroju. To tak po krótce jeśli ktoś jeszcze jest zainteresowany to oczywiście dopiszę na e-mail.

01.01.2013r.
No i mamy Nowy 2013 rok.
Ciekawe co przyniesie.
Sam sylwester spędziłem w spokoju i w miarę oszczędnie ale samopoczucie było szampańskie chociaż jako niepijący piłem tylko zakupiony przez żonę tonic bo po prostu lubię. Program w TV nieciekawy i zastanawiam się po co płacą tantiemy za takie liche filmy, przecież lepiej byłoby żeby dali jeden film droższy ale dobry.
Ciekawy jestem czy w tym roku moja już Gmina zdecyduje się na przydział mi mieszkania komunalnego. Na razie tyle muszę pomyśleć jeszcze nad swoim życiem i sposobem postępowania. Czeka mnie operacja na oczy 5500,00 PLN i zastrzyki w kolana 1800,00PLN szt. i co mam zrobić???

13.01.2013 r.
Wracając do produkcji win gazowanych w Rosji chcę dodać że czas wtedy mijał bardzo szybko, finanse miałem mocno ograniczone a termin uruchomienia zakładu zbliżał się nieuchronnie. Najpierw selekcja pracowników. Nie bardzo było z czego wybrać bo fachowców było niezmiernie mało i w zasadzie oprócz laboratorium gdzie pracowników dobierała sobie wyznaczona przeze mnie kierowniczka, wszystkich pracowników musiałem dobierać w zasadzie sam z pomocą mojego zastępcy z Ukrainy Aliecha który przyjechał ze mną z Berdyanska z Ukrainy i na owe czasy był jedynym pracownikiem znającym się na rzeczy. Nie wspominam o swojej żonie którą uczyniłem Szefem działu rozlewu, czyli hali gdzie stały maszyny rozlewnicze i pracowało ok. 35 ludzi. Sama sobie dobrała zastępczynie czyli majstrową która jako tako dawała sobie radę z kierowaniem personelem pracującym.

Nie pisałem jeszcze ale zbliżała się zima i trzeba było pomyśleć o ogrzewaniu hali a także wody do pryszniców w szatni dla pracowników. Jako że zainstalowałem kotłownię na olej opałowy która między innymi wytwarzała wodę do pasteryzacji wina, znaleźliśmy w starych magazynach wymiennik ciepła rurowy  który został podłączony do istniejącej kotłowni i tak uzyskaliśmy gorącą wodę w szatni. Co się tyczy hali problem był bardziej złożony bo nie było żadnych grzejników tylko gołe świeżo wytynkowane ściany, które sanepid, żeby nie kleić multum płytek, pozwolił pomalować farbą olejną do wysokości 2,20m. Ale problem pozostał. W jednej z burz mózgów które okresowo robiliśmy z pracownikami zaproponowano użycie suszarki do ziarna z jednego z kołchozów. Przychyliłem się do tematu i kupiliśmy taką suszarkę na czarnym rynku za kwotę 500 $ i o mocy 500 kilowatów.
Sam montaż był stosunkowo prosty ale wentylator w tej maszynie pobierał 15 KW. Samo grzanie było olejem napędowym (na razie) i efekt był taki że po włączeniu i uruchomieniu w hali w ciągu 15 min. było 20°C z temperatury ok 0°C dobrze ale z kolei zużycie ropy ok. 20l.na samo rozgrzanie maszyny. ”POTWÓR” ale nie było innej alternatywy, trzeba było robić dobrą minę do złej gry z tym że było to robione w cieple. Ogrzewacz chodził tylko okresowo jak na hali temperatura spadała poniżej 10°C a docelowo wino było rozlewane po ogrzaniu (niegazowane) do temp. Pasteryzacji więc sama rozlewczka działała jak grzejnik, ale to na razie bo docelowo mieliśmy rozlewać
wino gazowano schłodzone do ok. 1°C więc trudno było mówić o ogrzewaniu winem.
Ale uruchomiliśmy zakład 07.10.1999r. w takim właśnie układzie jak pisze wyżej. Pierwsze wino było Cerkiewne i w dużej ilości do odbiorcy nie tylko w Cerkwi Prawosławnej ale także do marketów w Moskwie. Fluktuacja kadr znowu była spora bo jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do [pijanych pracowników nie mówiąc już o stratach w produkcie. Przecież pracownik nie poszedł do hali przygotowywania wina tylko brał najczęściej z taśmy tzn. gotowe po kupażowaniu wino w butelce. Dalej jeszcze będę opisywał problemy z naszymi partnerami z ekipy Łóżkowa (mera Moskwy) a także inne problemy z samą produkcją tak że serdecznie zapraszam.\
Wreszcie po przyjęciu transportu wina koleją i po spasteryzowaniu a także wykonaniu kupażowania zaczęliśmy pierwszy rozlew co nam się w końcu udało. Mer miasta wyznał mi w zaufaniu że nie wierzył w duchu że mi się uda. Zaczęły się też publikacje w miejscowej prasie dla której mój sukces był swoistą sensacją. W każdym razie miło było poczytać o sobie w miejscowej co prawda ale prasie.

15.01.2013r.
Dostałem wczoraj ciekawego maila z linkami do stron telewizyjnych, wyjaśniam że jeśli było można pisałem do wszelkich służb i  person naszego życia politycznego i publicznego a także do wielu stacji telewizyjnych. Wszędzie ta sama odpowiedź że decyzję podejmuje tylko Wójt lub Burmistrz danej jednostki organizacyjnej i nikt tutaj nie może i nie chce ingerować zgodnie z zasadami demokracji itd.
Prośba do Was czytających tego bloga wynika z tego że już wykorzystałem wszelkie możliwości jakie może mieć obywatel tego kraju i dopiero na blogu proszę o pomoc. Nie mam już innych możliwości pomocy a czekają mnie jeszcze operacje i inne zabiegi niestety płatne dodatkowo, żeby nie czekać latami a wiek już swój mam i z tąd prośba o pomoc do Was. Jak pisałem Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy dla mnie niestety nie zagra i nie wiem na jakich zasadach pomagają innym starszym ludziom. Mnie nawet nie odpisali na e-mail. Mimo że próbowałem ich zainteresować swoim problemem. Dlatego próbuję Was namówić na pomoc do dnia dzisiejszego wpłynęło na moje konto z tytułu bloga 20,00 PLN i na tym niestety koniec ale wielkie dzięki i za to. Myślę że w końcu znajdzie się ktoś kto ma możliwość pomóc mnie i mojej rodzinie. Pozdrawiam wszystkich.
 Za każdą pomoc będę wdzięczny i pamiętajcie że taka pomoc naprawdę Wam się opłaca.
30.01.2013r.
Muszę powiedzieć wszystkicm że niedługo jadę na operację oczu i chwilę nie będę pisał bo po prostu nie będę w stanie. Pieniądze pożyczyłem a znacznym stopniu i mam nadzieję że mnie nie będą ścigać po operacji tym bardziej że wiedzą komu pożyczali. Ale bądźmy dobrej myśli i życzcie mi powodzenia. Jak tylko będę w stanie zaraz się odezwę. Do po operacji!!!
08/02.2013r.
To wróciłem po operacji i jestem już w "domu" Oko boli ale wiadomo że nie może być inaczej. Konto w banku na czerwono jeszcze długo się będzie świeciło bo długi mam straszne ale trudno trzeba się chociaż trochę leczyć. Nie będę już normalnie chodził i to wiem ale chciałbym strasznie jeszcze widzieć jak wszyscy chociażby w mocnych okularach. Puki co nie otrzymałem żadnego wsparcia od czytających tego bloga, chociaż zainteresowanie tematem powinno być wielu ludzi inwestuje na wschodzie a także wielu próbuje rozlewać szampana i tym mógłbym pomóc,l ale na razie cisza. Proszę o kontakt zawsze chętnie odpowiem i jak mogę i umiem doradzę.
                                                                #
No i jestem już po operacji, siedzę w domu prawie ślepy oko boli niemożliwie ale po takim traktowaniu nie ma czemu się dziwić. Marne widoki na przyszłość, mieszkania nie ma puki co i jakoś nie bardzo się szykuje, oczywiście Gmina twierdzi że brak itd. chociaż wskazałem pustostany to mówią że musza mieć na jakąś nieoczekiwaną ewentualność, trudno czekamy i siedzimy w długach bo operacja musi kosztować a zebrałem tak naprawdę tylko na transport do Krakowa na samą operację trzeba było się zadłużyć. 
15.02.2013r.
Kochani nie chcę dramatyzować ale jeśli możecie to pomóżcie bo sytuacja moja stała się naprawdę krytyczna, a wiem że wielu ludzi czyta ten materiał i wielu na pewno może mi pomóc tak że bardzo proszę o wsparcie. Napiszcie do mnie a numer konta prześlę.
Czytajcie mój drugi blog bo Iest tam wiele ciekawych rzeczy i sądzę warto.
Zapraszam również na mój drugi blog o lotnictwie:

Zapraszam do dyskusji na temat pracy na Ukrainie i w Rosji proszę o wiadomość na e-mail na pewno odpowiem.
02.04.2013r.
No i niby po świętach ale jakoś tego specjalnie nie czuć, spędziłem z żoną i było w miarę dobrze z tym że skromnie. Nie pytacie co dalej z Rosją to sie specjalnie nie wysilam ale jak zacznę lepiej widzieć to dopiszę jakie było zakończenie wydarzeń w Czerniachowsku.
13.04.2013r.
No jest już po świętach tym razem wielkanocnych i nie bardzo widać jakiekolwiek zmiany w moim życiu po za tym że śnieg zastąpiło błoto, jako że teren działek na których mieszkam to było po prostu kiedyś orne pole i teraz po roztopach a także przy padającym deszczu jedno wielkie błoto i nie ma niestety nadziei na zmiany. 
30.04.2013r.
Dawno tutaj nie zaglądałem a widzę [po statystykach że sporo Was tutaj zagląda i mimo że często bywam na blogu o lotnictwie tutaj jakoś żadziej piszę. Zainteresowanie moimi wojażami po Rosji jakoś Was szczególnie nie interesują bo poprzez e-maila nikt do mnie nawet nie napisał. Informuję Was w takim razie że w miesiącu maju mam mieć operację n oczy i jeśli jest ktoś z Was kto chciałby pomóc w kosztach operacji, za każdą wpłatę jestem serdecznie wdzięczny. Numer konta jest poniżej zapraszam i dziękuję.
Pozdrawiam.
UWAGA!
Jeżeli ktokolwiek chce mogę zamieścić reklamę na moim blogu także tym o lotnictwie oczywiście za wynagrodzeniem. Mam wiele odsłon więc można to wykorzystać do reklamowania produktu lub usługi.
Na wyraźną prośbę zamieszczam swój numer konta.

Leśny Krystian
Górki ul.Poniatowskiego 141 05-311 Dębe Wielkie
eMAX plus: 85 1140 2004 0000 3102 7445 8635 
Numer rachunku IBAN :PL85114020040000310274458635
Numer BIC :BREXPLPWMBK 
Za każdą pomoc będę naprawdę serdecznie wdzięczny tym bardziej że czeka mnie już za chwilę następna operacja oczu i trzeba zebrać 5500 zł.



Krystian 
P.S.
Dla tych z Państwa którzy chcą do mnie napisać podaję e-mail:
k.lesny@wp.pl
Jak tylko zrobi się lepsza pogoda dołączę trochę zdjęć z działek gdzie żyjemy.