Maszyny i narzędzia w produkcji rozlewniczej
Witam
wszystkich zainteresowanych!
Nazywam się Krystian i od dawna zajmowałem się maszynami do produkcji napoi alkoholowych i bezalkoholowych. Chętnie pomogę wszystkim zainteresowanym w prowadzeniu zakupów w/w. maszyn a także pomogę w sprzedaży tychże maszyn w całej Europie także wschodniej. Znam wiele technik sprzedaży a także wiele miejsc gdzie można zdobyć części zamienne i narzędzia do w/wspomnianych maszyn. Nie chcę robić tego za darmo i chętnie widzę wpłaty na moje konto za udzielone informacje, ale podstawy wszyscy mogą zdobyć korzystając z mojej wiedzy na ten temat. I tak na przykład wiele ludzi poszukuje miejsc gdzie zrobić uszczelki do maszyn lub na przykład pochromować element, ja wiem wystarczy do mnie zadzwonić czy też napisać i moja wiedza może być Wasza. W następnych postach będę relatywnie i jasno opisywał swoje doświadczenia a także miejsca gdzie można wykonać proste sprawy niejednokrotnie spędzające sen z powiek wielu ludziom zainteresowanym a także mających wymagających Szefów którzy nie znają słowa "nie ma lub nie wiem". Wszyscy którzy poszukujecie miejsc gdzie można wykonać usługę nie koniecznie związaną z maszynami spożywczymi serdecznie i z całego serca zapraszam. Mój adres e-mail do kontaktów to: mqy1@wp.pl i tam możecie pisać i prosić o wskazanie ewentualnego miejsca gdzie można cokolwiek wykonać związanego z maszynami i stalą nierdzewną.
Nazywam się Krystian i od dawna zajmowałem się maszynami do produkcji napoi alkoholowych i bezalkoholowych. Chętnie pomogę wszystkim zainteresowanym w prowadzeniu zakupów w/w. maszyn a także pomogę w sprzedaży tychże maszyn w całej Europie także wschodniej. Znam wiele technik sprzedaży a także wiele miejsc gdzie można zdobyć części zamienne i narzędzia do w/wspomnianych maszyn. Nie chcę robić tego za darmo i chętnie widzę wpłaty na moje konto za udzielone informacje, ale podstawy wszyscy mogą zdobyć korzystając z mojej wiedzy na ten temat. I tak na przykład wiele ludzi poszukuje miejsc gdzie zrobić uszczelki do maszyn lub na przykład pochromować element, ja wiem wystarczy do mnie zadzwonić czy też napisać i moja wiedza może być Wasza. W następnych postach będę relatywnie i jasno opisywał swoje doświadczenia a także miejsca gdzie można wykonać proste sprawy niejednokrotnie spędzające sen z powiek wielu ludziom zainteresowanym a także mających wymagających Szefów którzy nie znają słowa "nie ma lub nie wiem". Wszyscy którzy poszukujecie miejsc gdzie można wykonać usługę nie koniecznie związaną z maszynami spożywczymi serdecznie i z całego serca zapraszam. Mój adres e-mail do kontaktów to: mqy1@wp.pl i tam możecie pisać i prosić o wskazanie ewentualnego miejsca gdzie można cokolwiek wykonać związanego z maszynami i stalą nierdzewną.
Jest rok
1995 i ja pracuje w firmie produkującej napoje koło Krakowa w Górze Nawojowej
k/Krzeszowic.
Zaznajomiona
firma z Opolskiego proponuje mi uruchomienie i wstępny remont maszyn do
produkcji „szampana” czyli gazowanego wina. Mam opory bo dosyć słabo znam
temat, w końcu wino to nie woda czy napój, ale wstępnie się zgadzam i dostaję
na razie wolną rękę od właściciela firmy gdzie pracuję. Z właścicielem z Opolskiego jedziemy na
zachód szukać jeszcze maszyn, a więc Austria , Włochy, Szwajcaria i w zasadzie
dokonujemy zakupu maszyn których nawet nie widzieliśmy(błąd) ale terminy
naciskają i w trakcie wyjazdu dowiaduję się że linia ma stanąć na Ukrainie w
miejscowości Brdyansk (koniec świata oczywiście dla mnie) i że fundusz na
maszyny w zasadzie nie odgrywa większej roli bo inwestor nie bardzo liczy się z
kosztami. Kontrakty podpisane jest sierpień 1995 roku a linia ma zacząć pracę w
październiku tegoż roku. Czasu mało w zasadzie termin wg. mnie nierealny ale już nie ma odwrotu,
tym bardziej że poprzedni właściciel wymawia mi pracę od zaraz. Koło Opola
została wynajęta niewielka hala gdzie ja i kilku zapaleńców remontujemy maszyny
które już doszły głównie z Niemiec (stan nijaki bo maszyny ze szrotów) ale
robimy co możemy tym bardziej że termin załadunku zbliża się niesamowicie
szybko. W końcu ładujemy TIR-y Ukraińskie maszynami nieskończonymi z nadzieją
że na miejscu będzie czas żeby je skończyć. W między czasie dowiaduję się że
część potrzebnych do produkcji mediów już została na miejsce dostarczona i
żarty niestety się skończyły bo na Ukrainie ok 2000km.od Polski jest już 1
milion butelek, klej do etykieciarki, oraz pozostałe rzeczy do produkcji + wino
z miejscowej winiarni. Zajeżdżamy na miejsce trochę pociągiem a z Kijowa
samolotem i busem z zakładu gdzie mamy montować linię na miejsce.
Zabieramy
się do pracy przy montażu linii. Jest oczywiście bariera językowa(lata mojej
nauki rosyjskiego do bani) i nieśmiertelne „zawtra utram” czyli jutro rano o co
byśmy nie poprosili. W końcu z wielkimi problemami uruchamiamy linię dokładnie
24 12 1995r. co wg. mnie i tak było rekordem świata. Jednak nie ustrzegliśmy
się błędów. Przede wszystkim klej
dostarczany był zimą pod plandeką i musiał zamarznąć bo nie kleił. Na miejscu
zdobyłem trochę żółtej dekstryny i rozrobiona z wodą musiała robić za klej i
powiem szczerze że mimo wielu prób jednak dekstryna była najlepsza do tego
celu. Tym bardziej że temperatura rozlewu była bliska „0”°C co powodowało
pocenie się butelki i poślizg etykiety na butelce.
Nie mieliśmy
czasu żeby kończyć maszyny ale i tak zrobiliśmy co było możliwe. Po za tym
większości maszyn w ogóle nie było w Polsce przyjechały bezpośrednio na miejsce
np. druciarka i etykieciarka a także załadunek do kartonów. I proszę sobie
wyobrazić że w miejscu gdzie praktycznie kończą się tory kolejowe musiałem
improwizować z remontem takich maszyn. Podejrzewam w ówczesnej Polsce byłoby
się nad czym zastanowić a my musieliśmy w takim miejscu. Miasto o typowo
wczasowym charakterze odpowiednik naszego Sopotu, i leżący przemysł po
rozpadzie ZSSR.
Początki
zawsze są trudne - więc dyrektor zakładu miał pretensje że maszyny są stare a
miały być nowe że wydajność jest mniejsza niż 6000b/h. i tak dalej.
Jakoś
dawaliśmy radę ale wydajności zwiększyć nie bardzo było można, stanęło na
4000b/h i koniec. Było kilka wąskich gardeł np. etykieciarka, szyjkę butelki
trzeba było kleić dookoła jak na szampanie, drutownica też powyżej 3,5tys.
Chodziła trudno(a nie mieliśmy dostępu do niej wcześniej) wydawanie kołpaków
też jednogłowicowe bez możliwości podkręcenia. Ale w końcu po wstępnym rozruchu
te 3500b/h. stabilnie poszło.
I tak takie
mieliśmy maszyny:
1.Depaletyzator
półautomatyczny f-my SEN(butelki na paletach)
2.Płuczka
bębnowa 16 gniazd.
3.Nalewarka
45 kranów BF-ka ciśnieniowa chyba najlepsza z tych maszyn.
4.Drutownica
Robino Galandrino.
5.Kołpaczki
j/w.
6.Zaciskarka
do kołpaczków j/w.
7.Etykieciarka
też tej firmy ale starego typu z ruchomą kasetą spisywała się nadzwyczaj
dobrze.
8.Maszyny
dwie do akcyzy Austria nigdy nie kleiły kleiliśmy ręcznie.
9.Załadynek
Joha jednogniazdowa 1 karton.(dobra dopóki nie ukradli kości z kluczem).
Zaczęła się
praca na obczyźnie. Właściciel linii zaproponował mi pracę przy nadzorze linii
oraz przy organizacji remontów i napraw. Co prawda w miejscu gdzie pracowaliśmy
były inne linie np. do wódki czy też wina ale nasza mimo że już nie najnowsza
była w wysokim stopniu zaawansowania. W wielu miejscach już sterowanie
elektroniczne i cyfrowe, co stawiało naszą linię w pierwszym rzędzie przed
wytworami byłego ZSSR. Moja rola sprowadzała się do uruchomienia rano
linii oraz do nadzoru pracy w czasie
produkcji. Miałem też mechanika i elektryka z Zakładu pracy którzy pracowali
pod moim nadzorem.
Często
bywało że podejmowali za mnie decyzje i nie mogę powiedzieć że były nietrafne.
Praca była
wymagająca i trudna, bez dostępu do części zamiennych oryginalnych co
powodowało wszelkiego rodzaju przeróbki często trzeba było dostosowywać się do
ukraińskich rozwiązań co nie wpływało pozytywnie na wydajność maszyn.
TECHNOLOGIA
Sam początek
produkcji zaczynał się w hali magazynowej specjalnej przed halą rozlewu gdzie w
zbiornikach po 10 000l.ciśnieniowych(8bar.) następowało gazowanie wina.
Gazowanie odbywało się odpowiednio wcześniej jako że wino często wysokiej
jakości gronowe, musiało po nasyceniu gazem odpocząć ok. 3 godz. Zbiorniki były
dwa więc z jednego następował rozlew a drugi był w tym czasie gazowany. Można
było operację gazowania robić w nocy ale na Ukrainie mają swoje zwyczaje które
nie pozwalają na pracę w nocy przy alkoholu. Zresztą picie było wpisane chyba w
wynagrodzenie bo ja z wielu pracowników znałem chyba tylko jednego który nie
pił a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Zresztą szybko wróciłem do Polski
po samochód bo tylko jazda za kierownica pozwała uchronić się przed namowami do
spożycia alkoholu pod każdą postacią.
#
I tak po
zgazowaniu wina w zbiornikach zostaje ono przesłane jako napój w dalszym ciągu
mocno schłodzone zawsze w granicach 0°C do tego stopnia że zbiornik produktu w
maszynie bywa często oblodzony w związku z dużą różnicą temperatur. Co bardzo
ważne to maksymalny brak zakrętów w rurociągu(na początku właśnie były problemy
z pienieniem ze względu na eleganckie ułożenie rur doprowadzających produkt do
maszyny ale miały właśnie wiele zakrętów które zlikwidowałem i problemy się
skończyły). Bardzo ważne również jest ułożenie wanny pod maszyną rozlewającą
żeby można było odzyskać część rozlanego wina. Butelki w maszynie w związku z
dużym ciśnieniem i różnica temperatury lubiły pękać seriami po kilkanaście
sztuk co powodowało potok wina do kanalizacji. Tak duże straty czystego bądź co
bądź wina były marnotrawstwem nie do rozliczenia. Wino z wanny po dodatkowym
przepuszczeniu przez filtr nadawało się do ponownego rozlewu i tak właśnie
robiliśmy. Zawrócone wino było powtórnie gazowane z następną partią i rozlewane
ponownie. I tak straty były znacznie mniejsze i dalsze stosowanie wanny było
uzasadnione. Wąskim gardłem było niestety drutowanie. Wytwórca życzył sobie
drut tzw. Pełny czyli koszyk na korek musiał być zgodny z zasadami szampana tj.
wykonany z jednego kawałka drutu i mieć cztery rogi dokładnie jak na korku
szampańskim, jednak sam korek był plastykowy w odróżnieniu od korkowego w
szampanie, co dyskwalifikowało nasz produkt jako szampan.
Walczyliśmy
więc z druciarką jak już wspominałem Robino&Galandrino której wcześniej nie
widziałem na oczy i która okazała się maszyną skomplikowaną i nie prosta w
obsłudze a także w remontach. Bywało że pracownice na linii ręcznie dokręcały
koszyki żeby nie wracać butelek i nie opóźniać produkcji. Samo skręcenie
koszyka było proste pod warunkiem że korek siedział pewnie w butelce a różnie
to bywało jeśli płyn troszkę się zagrzał korek natychmiast eksplodował więc
trzeba było to robić szybko i sprawnie.
#
Następną
problematyczną maszyną było wydawanie kapturków. Wiadomo że szampańskie kapturki różnią się od winnych(do
takich była maszyna jednogłowicowa) są długie i z folii aluminiowej co
powodowało częste awarie a także wydawanie po kilka sztuk, po za tym w
następnej maszynie następowało obciskanie w pierwszej fazie cztery rogi w
drugiej na okrągło. Dopiero po zaciśnięciu folii następowało etykietowanie,
oczywiście trzy etykiety główna, tylna oraz krawat dookoła szyjki butelki. Przy
wydawaniu kapturków zrobiono jedno stanowisko pracy żeby się ustrzec strat a
kapturki były sprowadzane z Polski więc drogie jak na Ukraińskie warunki. Do
tego stopnia ze część butelek okrywano kapturkami ręcznie. W dalszym ciągu
opiszę etykietowanie oraz pozostałe operacje.
ETYKIETOWANIE
To
oczywiście następny problem ze względu na konieczność owijania szyjki etykietą
krawatem. Mieliśmy dużo kleju syntetycznego sprowadzonego z Polski jednak w
czasie transportu była niska temperatura i klej stracił lepkość a co za tym
idzie nie nadawał się do klejenia. Próbowaliśmy myć maszynę spirytusem jednak
nic nie pomagało, więc wróciłem do najzwyklejszej dekstryny która akurat w tym
przypadku sprawdziła się bardzo przyzwoicie. I tak przy każdym wyjeździe
do kraju brałem z sobą z powrotem worki kleju(granica ha ha). Ale
ogólnie dawałem radę tak że bardzo miło wspominam pobyt na Ukrainie chociaż
sposób myślenia ludzi nie bardzo mi odpowiadał. Jeśli macie jakieś pytania to
proszę o kontakt wiele z tej wiedzy zostało jeszcze w głowie i chętnie się nią
podzielę z zainteresowanymi.
No i
pozostała ostatnia część linii czyli naklejanie akcyzy. Inwestor zakupił w Austrii
dwie maszyny jednogłowicowe(nowe) ale od samego początku odmawiały pracy.
Akcyza jest droga i podlega szczegółowemu rozrachunkowi więc nie ma możliwości
niszczenia etykiet w sposób niekontrolowany, do tego stopnia że zniszczoną
etykietę należy nakleić na kartkę papieru i tak ewentualnie rozliczyć. W tym
układzie od początku była naklejana ręcznie przez 4 panie pracujące na końcu
linii przy maszynie pakującej typu Joha. Maszyna bardzo dobra wymagająca tylko
okresowego smarowania i jeżeli była czysta pracowała bez zarzutu. To tyle jeśli
chodzi o linię. W dalszym ciągu nagła zmiana miejsca pracy i problemy
transportowe przy przeprowadzce do Rosji/.
Dokonałem kilku niezbędnych poprawek i przepisałem bloga w całości.
Czasy są trudne i w związku z wypadkiem jakiemu uleglem w 2009 roku jestem na rencie i dlatego proszę ewentualnych lepiej uposażonych czytających o wsparcie w związku z czym podaję numer konta do pomocy. Z góry dziękuję za ewentualną pomoc.
Otóż
któregoś dnia jeden z „Inwestorów” rosyjskich powiadomił mnie o zmianie miejsca
instalacji linii do produkcji win gazowanych. Jako lokalizację wskazał
miejscowość Czerniachowsk w obwodzie kaliningradzkim. Na moją zdziwioną minę
odpowiedział że polski inwestor wraz z nim wykupili jakiś zakład pracy właśnie
w Czerniachowsku. Kazał przygotować linię do transportu co zacząłem
niezwłocznie robić jako że transport miał przyjechać niebawem. Sprawa nie była
prosta ale cóż nie ja decydowałem o całości. Zastanawiało mnie tylko jedno,
mianowicie tutaj był zakład winiarski z całym zapleczem tzn. chłodnie a
najważniejsze dostawy wina gronowego dobrej jakości co nie było bez znaczenia.
Tam mimo że zakład można powiedzieć „swój” to jednak należało stworzyć od
podstaw całe zaplecze, na moje wątpliwości Misza powiedział że to nie moje
zmartwienie i żebym się zajął transportem, co też uczyniłem. Miałem pomoc
miejscowych pracowników którym zresztą obiecałem zatrudnienie w Rosji. W każdym
razie mimo sprzeciwu miejscowej dyrekcji rozpocząłem załadunek na TIRY które
dojechały w międzyczasie.
Po dwóch
dniach wytężonej pracy linia była załadowana i gotowa do transportu.
Wracając do przedsiębiorstwa to nie miałem koniecznych środków dopiero po monitach do właściciela uzyskałem zastrzyk gotówki na bieżącą działalność tj. na zakup podstawowych żeczy np. kotłowni która oprócz ogrzewania musiała jeszcze móc wytworzyć gorącą wode do pasteryzacji wina oraz środków do jego prodykcji. Cukier(roztwór) tez trzeba było pasteryzować. Mieliśmy duży pasteryzator płytowy który puki co musiał wystarczyć na wszystkie operacje pasteryzacji. W między czasie musiałem zorganizować laboratorium i w związku z tym przyjąłem dziewczynę ze stosowną szkołą ale bez doświadczenia w kierowaniu ludźmi. Jednak musiał sobie radzić bo po niedługim czasie radziła sobie bardzo dobrze. Miałem wiele kontrowersyjnych propozycji na kierownika ale wyszłem z założenia że improwizacja się napewno uda i nie będzie problemów z człowiekiem na stołek i wtym przypadku miałem rację.
W końcu zaczęliśmy ściągać oprzyrządowanie do laboratorium. I po wielu skomplikowanych zabiegach i transporcie z Polski potrzebnych elementów okazało się że wiele szkieł i innych sprzętów musi mieć atest Rosyjski co skończyło się i tak zakupem potrzebnych podzespołów w Rosji. Czyli podwójny wydatek i całkiem nieprzemyślany. Wiele miałem problemów z podłączeniem np. prądu bo poprzednia firma miła wile zadłużeń i nie chcieli włączyć prądu ale po interwencji mera miasta włączyli tym bardziej że mieliśmy swój transformator dużej mocy i na terenie firmy. Podobne problemy miałem z wodą i odprowadzeniem ścieków których przy produkcji winiarskiej jest sporo. Trzeba było udrażniać przewody bo ostatnio woda płynęła tutaj wiele lat wcześniej ale dzięki zaangażowaniu podległych pracowników udało się wreszcie wodę i ścieki doprowadzić. Największym problemem były pieniądze na zaspokojenie np. wypłat dla pracowników. W końcu wpadliśmy na pomysł żeby pracownikom oddać byłą stację podgrzewania mazutu i9 do sprzedaży na złom. Wyrwali tą stację z podziemia i naszym ZIŁEM 130 wszystko sprzedali i przywieźli pieniądze które księgowa podzieliła na wszystkich pracujących, na miesiąc spokój chociaż w odwodzie miałem jeszcze wysoki komin który do niczego nie był potrzebny a można było pociąć i sprzedać na złom. Problemem było tylko położenie komina żeby nie uszkodzić dachów obiektów położonych blisko. Ale kiedyś powysyłałem pracowników funkcyjnych na różne wyjazdy i zebrałem ludzi następnie kazałem przywiązać linę powyzej połowy komina i naciągnąć załadowanym ZIŁEM a spawaczowi odciąć palnikiem podstawę na jakieś 80% co pozwoliło przy szybkim pociągnięciu samochodem położyć lomin w miejscu bezpiecznym i następnie pocięli na mniejsze kawałki do załadunku na samochód i sprzedaż na zlom. I w taki prosty sposób uzyskałem środki na wypłatę dla ludzi. Tymczasem nie było pieniędzy ze sprzedaży bo przecież produkcja jeszcze nie ruszyła. Ale samo uruchomienie produkcji zostawię sobie na później.
Mam szczerą
nadzieję że śledzicie moje poczynania na Ukrainie i w Rosji i dalej opisuję to
co się działo po przewiezieniu linii do obwodu Kaliningradzkiego i miejscowości
Czerniachowsk.
No więc po
załadunku musiałem zamknąć swoje sprawy w Berdyansku na Ukrainie i pojechaliśmy
do Rosji zob aczyć miejsce instalacji naszej linii. Na miejscu zobaczyłem ruiny
w bardzo złym stanie ale po modernizacji nadające się do ustanowienia linii
rozlewu ale tylko rozlewu. Budynek był z tzw. Białej cegły z powybijanymi
wszystkimi szybami, płytki które kiedyś były na ścianach ze wzglądu na mróz
pospadały na ziemię i było widać tylko tynki jako tako zachowane. O produkcji
wina można było w ogóle nie myśleć tym bardziej robić. Zakład który został
zakupiony był kiedyś w czasach ZSSR przedsiębiorstwem wielobranżowym i zajmował
się między innymi rozlewem napoi w tym gazowanych, jednak nie zachowały się
żadne maszyny po produkcji(złom został wykradziony i wywieziony) a także
wszelkie elementy które miały wartość złomu również zmieniły właściciela.
Miasteczko miało charakter typowo obsługowy armii i po zlikwidowaniu ich miejsc
pracy(likwidacja jednostek) zostało samo z sobą bez nowych miejsc pracy.
Pierwsze kroki jako nowy przedstawiciel inwestora skierowałem do Urzędu Miasta
w celu zaznajomienia się z władzami oraz przedstawienia swoich zamiarów.
Zostałem przyjęty w miarę ciepło jako ewentualny gwarant nowych miejsc pracy.
Obiecano pomoc przy organizacji naszego nowego przedsiębiorstwa i oczekiwano
ode mnie obietnicy przyjęcia miejscowych ludzi do pracy co też uczyniłem. Starą
firmą Wielobranżową opiekował się jej były dyrektor i nikt nie wie co wyniósł i
sprzedał chociaż twierdził że wszystko co można było ochraniał. Mam mieszane
uczucia bo domyślam się co musiało zostać po takim przedsiębiorstwie. W każdym
razie zostało trochę zbiorników które dosyć trudno było wynieść ze względu na
pojemność ok 20 000l.więc zostały chociaż w stanie nie nadającym się do
natychmiastowego użycia.
Któregoś
dnia przyjechał inwestor z Polski i razem z Rosyjskim zaczęli robić wizualną
inwentaryzację.
Przy okazji
zażądał żeby ze mnie zrobić generalnego dyrektora przedsięwzięcia. Rosjanin
oczywiście zaprotestował , mając moje poparcie ale Polak się uparł i tak
zostałem dyrektorem inwestycji. Na początek zapytałem jaki charakter ma mieć
cała sprawa i w odpowiedzi usłyszałem że na początek mam uruchomić rozlewnię
szampana(gazowanego wina) a potem docelowo również innych alkoholi. Pierwsze
kroki skierowałem do ichniego Sanepidu i umówiłem się z dyrektorem że
przyjedzie do mnie z komisją i powiedzą o swoich minimalnych wymaganiach, co
bardzo mi było na rękę bo miałbym Sanepid z głowy spełniając ich wymagania.
Wino do produkcji
miało być sprowadzane koleją w cysternach na miejsce i kupażowane w zakładzie
naszym do rozlewu.
Czyli plan
do wykonania był taki!
Uruchomić
napięcie(nie było prądu)
Dokończyć
sprawy budowlane(płytki na ziemi brak okien)
Wybudować
laboratorium zaadaptować pomieszczenia po byłym.
Przystosować
magazyn na wino (zamierzano transportować po cztery cysterny 40 000l.)
Zorganizować
pasteryzację i filtrowanie wina(łatwo się pisze a znacznie trudnij robi)
Zorganizować
halę kupażowania wina i sekcję schładzania.
Zbudować
jakiekolwiek biuro dla księgowości i co tu dużo mówić dyrekcji.
Zbudować lub
zaadaptować jakieś pomieszczenia socjalne na początek przewidywałem ok 40
miejsc pracy.
To tak w
dwóch słowach jednak trzeba było zrobić cale przedsiębiorstwo od podstaw a
czekaliśmy jeszcze na transport naszej linii z Berdyanska. Nic nie piszę o
finansach a na razie ich przecież nie było, Mieszkanie wynajął Rosjanin na
jakiś dziwnych i nie jasnych zasadach tak że było gdzie się schować po tej niby
pracy.
No i zaczynamy. Na razie jest nas troje z Berdyanska w Ukrainie i próbujemy jakoś zebrać załogę przyszłego zakładu pracy do produkcji winiarskiej. W kraju w którym główną walutą jest alkohol mamy zebrać ludzi do produkcji alkoholu. No i zbieramy.Nie będę się rozpisywał, jednak wiele ludzi uważnie patrzyło na moje poczynania. W tym wszystkim władze miasta które po wyjściu wojsk Rosyjskich prawie umarło. Cały poprzedni czas żyli przecież z armii która miała tam wiele jednostek w sumie pozostał tylko wojskowy port lotniczy nie latający bo nie było paliwa. W sumie zdarzało się że słychać było samolot ale później dowiedziałem się ze to przyjeżdżała generalicja wykonać nalot żeby były dodatki do pensji. Tak się składało ze nasza zakładowa bocznica kolejowa była częścią bocznicy własnie lotniskowej i musieliśmy zgrać użytkowanie żeby nie wchodzić w kolizję.Po wielu negocjacjach doszliśmy w końcu do porozumienia i wszystko działało jak należy. Ale oprócz armii przyglądali się nam również bandyci zresztą osławieni właśnie w Rosji. Dalej opiszę szczegółowo jakie miałem perturbacje. Miejscowi bandyci nie rozumieją że organizuje się miejsca pracy, dbają tylko o swoje zyski i chcą je mieć natychmiast a nie za pół roku czy dłużej. Oczywiście na początku miałem spokój bo wszystko było w organizacji ale z momentu prób uruchamiania przedsiębiorstwa zaczęły się problemy. Dobrze że inwestor Rosyjski podłączył do firmy ekipę Łóżkowa mera Moskwy bo od razu zainteresowały się nami służby FSB Rosji i bandyci zaczęli nas omijać szerokim łukiem. Ale problemy się nie skończyły byliśmy dokładnie obserwowani i ciągle ktoś dawał nam znać że nie jesteśmy u siebie i musimy grać wg. zasad ogólnie przyjętych w podziemiu.Mówiąc krótko z mocnymi chłopakami się nie rozmawia i nie wolno im płacić bo jest to droga do ciągłych opłat. Zawsze trzeba działać pod ochroną najlepiej rządowych organizacji albo nie brać się za biznes w Rosji.Wracając do przedsiębiorstwa to nie miałem koniecznych środków dopiero po monitach do właściciela uzyskałem zastrzyk gotówki na bieżącą działalność tj. na zakup podstawowych żeczy np. kotłowni która oprócz ogrzewania musiała jeszcze móc wytworzyć gorącą wode do pasteryzacji wina oraz środków do jego prodykcji. Cukier(roztwór) tez trzeba było pasteryzować. Mieliśmy duży pasteryzator płytowy który puki co musiał wystarczyć na wszystkie operacje pasteryzacji. W między czasie musiałem zorganizować laboratorium i w związku z tym przyjąłem dziewczynę ze stosowną szkołą ale bez doświadczenia w kierowaniu ludźmi. Jednak musiał sobie radzić bo po niedługim czasie radziła sobie bardzo dobrze. Miałem wiele kontrowersyjnych propozycji na kierownika ale wyszłem z założenia że improwizacja się napewno uda i nie będzie problemów z człowiekiem na stołek i wtym przypadku miałem rację.
W końcu zaczęliśmy ściągać oprzyrządowanie do laboratorium. I po wielu skomplikowanych zabiegach i transporcie z Polski potrzebnych elementów okazało się że wiele szkieł i innych sprzętów musi mieć atest Rosyjski co skończyło się i tak zakupem potrzebnych podzespołów w Rosji. Czyli podwójny wydatek i całkiem nieprzemyślany. Wiele miałem problemów z podłączeniem np. prądu bo poprzednia firma miła wile zadłużeń i nie chcieli włączyć prądu ale po interwencji mera miasta włączyli tym bardziej że mieliśmy swój transformator dużej mocy i na terenie firmy. Podobne problemy miałem z wodą i odprowadzeniem ścieków których przy produkcji winiarskiej jest sporo. Trzeba było udrażniać przewody bo ostatnio woda płynęła tutaj wiele lat wcześniej ale dzięki zaangażowaniu podległych pracowników udało się wreszcie wodę i ścieki doprowadzić. Największym problemem były pieniądze na zaspokojenie np. wypłat dla pracowników. W końcu wpadliśmy na pomysł żeby pracownikom oddać byłą stację podgrzewania mazutu i9 do sprzedaży na złom. Wyrwali tą stację z podziemia i naszym ZIŁEM 130 wszystko sprzedali i przywieźli pieniądze które księgowa podzieliła na wszystkich pracujących, na miesiąc spokój chociaż w odwodzie miałem jeszcze wysoki komin który do niczego nie był potrzebny a można było pociąć i sprzedać na złom. Problemem było tylko położenie komina żeby nie uszkodzić dachów obiektów położonych blisko. Ale kiedyś powysyłałem pracowników funkcyjnych na różne wyjazdy i zebrałem ludzi następnie kazałem przywiązać linę powyzej połowy komina i naciągnąć załadowanym ZIŁEM a spawaczowi odciąć palnikiem podstawę na jakieś 80% co pozwoliło przy szybkim pociągnięciu samochodem położyć lomin w miejscu bezpiecznym i następnie pocięli na mniejsze kawałki do załadunku na samochód i sprzedaż na zlom. I w taki prosty sposób uzyskałem środki na wypłatę dla ludzi. Tymczasem nie było pieniędzy ze sprzedaży bo przecież produkcja jeszcze nie ruszyła. Ale samo uruchomienie produkcji zostawię sobie na później.
25.12.2012r.
Korzystając
z tego że już wcześniej poznałem miejscowe władze w postaci Mera Miasta i jego
zastępcy(tak naprawdę to on kierował) zwróciłem się do nich o pomoc jako że
byłem dla Rosji obcokrajowcem i w zasadzie dostałem kredyt zaufania, obiecując
w zamian ok. 100 miejsc pracy tak dla mężczyzn jak i kobiet. Dostałem
błogosławieństwo Mera w kontaktach z Szefem sanepidu i innych służb
odpowiedzialnych za pomoc w uruchomieniu przedsięwzięcia. Także energetyka
szybko wycofała się z żądań opłaty starych długów. Więc na początek miałem
trochę lżej no i taniej. Ale zostałem zobowiązany do rzeczywistego stworzenia
tychże miejsc pracy. Korzystając z takich
pełnomocnictw zacząłem pracę i nabór ludzi z założeniem że będą w
przyszłości pracować w zakładzie. Nabór nie był łatwy, ludzie musieli nie
używać alkoholu co w warunkach Rosyjskich naprawdę nie jest łatwe. Mniej więcej
1 na 100 nie pije i najczęściej z powodów zdrowotnych.No więc po wielu próbach i roszadach udało się wreszcie zrobić jako takie obłożenie na stanowiska pracy w naszej firmie ale stan załogi pozostawiał wiele do życzenia, nie można w ciągu kilku dni zmienić sposobu myślenia ludzi którzy całe życie tylko w alkoholu widzą sens życia a także sposób na codzienne problemy. Zakaz spożywania alkoholu obchodzono różnymi drogami dalekimi od doskonałości i ja jako Szef musiałem na to reagować ale też trzeba było uważać bo w końcu mogłem zostać sam z załoga laboratorium i nie bylo by komu stanąć na linii produkcyjnej.Będzie jeszcze ciekawie bo przed nami jeszcze uruchomienie produkcji i wizyta niezapowiedziana inspekcji podatkowej.
27.12.2012r.
Dostaję zapytania na e-mail i jest mi naprawdę bardzo przyjemnie z tego
powodu.
Napisze cokolwiek o sobie: otóż
urodziłem się na Śląsku w rodzinie ze śląskimi tradycjami ale miałem niestety
pecha. Ojciec umarł w trzy i pół roku po moim narodzeniu a z kolei matka tak
się przejęła jego śmiercią że przeżyła po nim tylko pół roku co spowodowało że
w wieku czterech lat zostałem sierotą i zostałem zakwalifikowany do domu
dziecka skąd po jakimś czasie zabrały mnie dwie starsze stare panny dzisiaj to
się nazywa rodzina zastępcza. Po jakimś czasie jedna z nich młodsza umiera na zawał,
natomiast druga z powodów mi nieznanych oddaje mnie do domu dziecka i jak
twierdzi nie może sobie poradzić z wychowaniem. Byłem prostym chłopakiem i
wszystkiego czego było mi trzeba to odrobina miłości. W każdym razie trafiłem
do domu dziecka czyli jak to się mówiło „bidulca”
W zawiązku z moimi wybrykami(wychowawczyni złapała mnie na paleniu)
poszedłem do szkoły górniczej, a nie do technikum samochodowego jak chciałem. I
od razu dom dziecka posłał mnie do internatu przy szkole żeby mieć sprawę ze
mną z głowy. Do ukończenia szkoły mieszkałem w internacie a po otrzymaniu
świadectwa ukończenia szkoły w domu górnika. Potem już było tylko gorzej.
Miałem 18 lat i byłem sam jak palec. W międzyczasie byłem w pracy
winny(pośredno)wypadkowi i postanowiłem skończyć moją przygodę z górnictwem
przynajmniej na jakiś czas. Poznałem dziewczynę w kieleckim i postanowiłem się
do niej wprowadzić tym bardziej że jej matka i ojciec nie byli przeciwni. W
międzyczasie poszedłem do wojska i jakoś padło na desant gdzie służyłem do 1975
roku(oddałem 85 skoków ze spadochronem) i po wojsku zaczęliśmy myśleć o
małżeństwie. W końcu pobraliśmy się i w dwa lata po ślubie mieliśmy już dwoje
dzieci córkę i syna. W związku ze słabą pracą na miejscu postanowiłem ruszyć do
pracy na Śląsku i w efekcie uzyskałem pracę w kopalni „Szczygłowice” w Knurowie
i po paru miesiącach służbowe mieszkanie w takiej samej dzielnicy. Ściągnąłem zonę
i dzieci na Śląsk gdzie mieszkają do dzisiaj. Tylko Córka przeniosła się w
okolice babci w kieleckie.
Po wielu perypetiach w końcu rozwiedliśmy się w 1984 roku oczywiście z
mojej winy. Później plątałem się po świecie i pracowałem np. w „Bumarze Łabędy”
przy montażu czołgów aż wylądowałem w prywatnym biznesie przy produkcji napoi
koło Krzeszowic w małopolskim. Zaznajomiony przedsiębiorca zlecił mi wykonanie
linii do produkcji szampana na Ukrainie i tam moje losy opisuje w blogu wiele
sposobów na maszyny blogspot.com.
W końcu ląduję w mazowieckim przy produkcji i naprawie etykieciarek gdzie
skończyła się moja kariera zawodowa dzięki jego Szefowi. Tam właśnie pracowałem
najpierw jako ślusarz monter później pracownik marketingu gdzie miałem niezłe
wyniki. Reszta informacji jest na moim blogu powyżej, chociaż jeszcze
pracowałem w górach jako kierownik ośrodków w Piwnicznej Zdroju. To tak po
krótce jeśli ktoś jeszcze jest zainteresowany to oczywiście dopiszę na e-mail.
01.01.2013r.
No i mamy Nowy 2013 rok.
Ciekawe co przyniesie.
Sam sylwester spędziłem w spokoju i w miarę oszczędnie ale samopoczucie było szampańskie chociaż jako niepijący piłem tylko zakupiony przez żonę tonic
bo po prostu lubię. Program w TV nieciekawy i zastanawiam się po co płacą
tantiemy za takie liche filmy, przecież lepiej byłoby żeby dali jeden film
droższy ale dobry.
Ciekawy jestem czy w tym roku moja już Gmina zdecyduje się na przydział mi
mieszkania komunalnego. Na razie tyle muszę pomyśleć jeszcze nad swoim
życiem i sposobem postępowania. Czeka mnie operacja na oczy 5500,00 PLN i zastrzyki w kolana 1800,00PLN szt. i co mam zrobić???
13.01.2013 r.
Wracając do produkcji win gazowanych w Rosji chcę dodać że czas wtedy mijał
bardzo szybko, finanse miałem mocno ograniczone a termin uruchomienia zakładu
zbliżał się nieuchronnie. Najpierw selekcja pracowników. Nie bardzo było z czego
wybrać bo fachowców było niezmiernie mało i w zasadzie oprócz laboratorium
gdzie pracowników dobierała sobie wyznaczona przeze mnie kierowniczka,
wszystkich pracowników musiałem dobierać w zasadzie sam z pomocą mojego
zastępcy z Ukrainy Aliecha który przyjechał ze mną z Berdyanska z Ukrainy i na
owe czasy był jedynym pracownikiem znającym się na rzeczy. Nie wspominam o
swojej żonie którą uczyniłem Szefem działu rozlewu, czyli hali gdzie stały
maszyny rozlewnicze i pracowało ok. 35 ludzi. Sama sobie dobrała zastępczynie
czyli majstrową która jako tako dawała sobie radę z kierowaniem personelem
pracującym.
Nie pisałem jeszcze ale zbliżała się zima i trzeba było pomyśleć o
ogrzewaniu hali a także wody do pryszniców w szatni dla pracowników. Jako że
zainstalowałem kotłownię na olej opałowy która między innymi wytwarzała wodę do
pasteryzacji wina, znaleźliśmy w starych magazynach wymiennik ciepła rurowy który został podłączony do istniejącej
kotłowni i tak uzyskaliśmy gorącą wodę w szatni. Co się tyczy hali problem był
bardziej złożony bo nie było żadnych grzejników tylko gołe świeżo wytynkowane
ściany, które sanepid, żeby nie kleić multum płytek, pozwolił pomalować farbą
olejną do wysokości 2,20m. Ale problem pozostał. W jednej z burz mózgów które
okresowo robiliśmy z pracownikami zaproponowano użycie suszarki do ziarna z
jednego z kołchozów. Przychyliłem się do tematu i kupiliśmy taką suszarkę na
czarnym rynku za kwotę 500 $ i o mocy 500 kilowatów.
Sam montaż był stosunkowo prosty ale wentylator w tej maszynie pobierał 15
KW. Samo grzanie było olejem napędowym (na razie) i efekt był taki że po
włączeniu i uruchomieniu w hali w ciągu 15 min. było 20°C z temperatury ok 0°C
dobrze ale z kolei zużycie ropy ok. 20l.na samo rozgrzanie maszyny. ”POTWÓR” ale
nie było innej alternatywy, trzeba było robić dobrą minę do złej gry z tym że
było to robione w cieple. Ogrzewacz chodził tylko okresowo jak na hali
temperatura spadała poniżej 10°C a docelowo wino było rozlewane po ogrzaniu
(niegazowane) do temp. Pasteryzacji więc sama rozlewczka działała jak grzejnik,
ale to na razie bo docelowo mieliśmy rozlewać
wino gazowano schłodzone do ok. 1°C więc trudno było mówić o ogrzewaniu
winem.
Ale uruchomiliśmy zakład 07.10.1999r. w takim właśnie układzie jak pisze
wyżej. Pierwsze wino było Cerkiewne i w dużej ilości do odbiorcy nie tylko w
Cerkwi Prawosławnej ale także do marketów w Moskwie. Fluktuacja kadr znowu była
spora bo jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do [pijanych pracowników nie mówiąc
już o stratach w produkcie. Przecież pracownik nie poszedł do hali
przygotowywania wina tylko brał najczęściej z taśmy tzn. gotowe po kupażowaniu
wino w butelce. Dalej jeszcze będę opisywał problemy z naszymi partnerami z
ekipy Łóżkowa (mera Moskwy) a także inne problemy z samą produkcją tak że
serdecznie zapraszam.\
Wreszcie po przyjęciu transportu wina koleją i po spasteryzowaniu a także wykonaniu kupażowania zaczęliśmy pierwszy rozlew co nam się w końcu udało. Mer miasta wyznał mi w zaufaniu że nie wierzył w duchu że mi się uda. Zaczęły się też publikacje w miejscowej prasie dla której mój sukces był swoistą sensacją. W każdym razie miło było poczytać o sobie w miejscowej co prawda ale prasie.
Wreszcie po przyjęciu transportu wina koleją i po spasteryzowaniu a także wykonaniu kupażowania zaczęliśmy pierwszy rozlew co nam się w końcu udało. Mer miasta wyznał mi w zaufaniu że nie wierzył w duchu że mi się uda. Zaczęły się też publikacje w miejscowej prasie dla której mój sukces był swoistą sensacją. W każdym razie miło było poczytać o sobie w miejscowej co prawda ale prasie.
15.01.2013r.
Dostałem wczoraj ciekawego maila z linkami do stron
telewizyjnych, wyjaśniam że jeśli było można pisałem do wszelkich służb i person
naszego życia politycznego i publicznego a także do wielu stacji telewizyjnych. Wszędzie ta
sama odpowiedź że decyzję podejmuje tylko Wójt lub Burmistrz danej jednostki
organizacyjnej i nikt tutaj nie może i nie chce ingerować zgodnie z zasadami
demokracji itd.
Prośba do Was czytających tego bloga wynika z tego że
już wykorzystałem wszelkie możliwości jakie może mieć obywatel tego kraju i
dopiero na blogu proszę o pomoc. Nie mam już innych możliwości pomocy a czekają
mnie jeszcze operacje i inne zabiegi niestety płatne dodatkowo, żeby nie czekać
latami a wiek już swój mam i z tąd prośba o pomoc do Was. Jak pisałem Wielka
Orkiestra Świątecznej Pomocy dla mnie niestety nie zagra i nie wiem na jakich
zasadach pomagają innym starszym ludziom. Mnie nawet nie odpisali na e-mail.
Mimo że próbowałem ich zainteresować swoim problemem. Dlatego próbuję Was
namówić na pomoc do dnia dzisiejszego wpłynęło na moje konto z tytułu bloga
20,00 PLN i na tym niestety koniec ale wielkie dzięki i za to. Myślę że w końcu
znajdzie się ktoś kto ma możliwość pomóc mnie i mojej rodzinie. Pozdrawiam
wszystkich.
Za każdą pomoc
będę wdzięczny i pamiętajcie że taka pomoc naprawdę Wam się opłaca.
30.01.2013r.
Muszę powiedzieć wszystkicm że niedługo jadę na operację oczu i chwilę nie będę pisał bo po prostu nie będę w stanie. Pieniądze pożyczyłem a znacznym stopniu i mam nadzieję że mnie nie będą ścigać po operacji tym bardziej że wiedzą komu pożyczali. Ale bądźmy dobrej myśli i życzcie mi powodzenia. Jak tylko będę w stanie zaraz się odezwę. Do po operacji!!!
08/02.2013r.
To wróciłem po operacji i jestem już w "domu" Oko boli ale wiadomo że nie może być inaczej. Konto w banku na czerwono jeszcze długo się będzie świeciło bo długi mam straszne ale trudno trzeba się chociaż trochę leczyć. Nie będę już normalnie chodził i to wiem ale chciałbym strasznie jeszcze widzieć jak wszyscy chociażby w mocnych okularach. Puki co nie otrzymałem żadnego wsparcia od czytających tego bloga, chociaż zainteresowanie tematem powinno być wielu ludzi inwestuje na wschodzie a także wielu próbuje rozlewać szampana i tym mógłbym pomóc,l ale na razie cisza. Proszę o kontakt zawsze chętnie odpowiem i jak mogę i umiem doradzę.#
No i jestem już po operacji, siedzę w domu prawie ślepy oko boli niemożliwie ale po takim traktowaniu nie ma czemu się dziwić. Marne widoki na przyszłość, mieszkania nie ma puki co i jakoś nie bardzo się szykuje, oczywiście Gmina twierdzi że brak itd. chociaż wskazałem pustostany to mówią że musza mieć na jakąś nieoczekiwaną ewentualność, trudno czekamy i siedzimy w długach bo operacja musi kosztować a zebrałem tak naprawdę tylko na transport do Krakowa na samą operację trzeba było się zadłużyć.
15.02.2013r.
Kochani nie chcę dramatyzować ale jeśli możecie to pomóżcie bo sytuacja moja stała się naprawdę krytyczna, a wiem że wielu ludzi czyta ten materiał i wielu na pewno może mi pomóc tak że bardzo proszę o wsparcie. Napiszcie do mnie a numer konta prześlę.
Czytajcie mój drugi blog bo Iest tam wiele ciekawych rzeczy i sądzę warto.
Zapraszam również na mój drugi blog o lotnictwie:
Zapraszam do dyskusji na temat pracy na Ukrainie i w Rosji proszę o wiadomość na e-mail na pewno odpowiem.
02.04.2013r.
No i niby po świętach ale jakoś tego specjalnie nie czuć, spędziłem z żoną i było w miarę dobrze z tym że skromnie. Nie pytacie co dalej z Rosją to sie specjalnie nie wysilam ale jak zacznę lepiej widzieć to dopiszę jakie było zakończenie wydarzeń w Czerniachowsku.
13.04.2013r.
No jest już po świętach tym razem wielkanocnych i nie bardzo widać jakiekolwiek zmiany w moim życiu po za tym że śnieg zastąpiło błoto, jako że teren działek na których mieszkam to było po prostu kiedyś orne pole i teraz po roztopach a także przy padającym deszczu jedno wielkie błoto i nie ma niestety nadziei na zmiany.
30.04.2013r.
Dawno tutaj nie zaglądałem a widzę [po statystykach że sporo Was tutaj zagląda i mimo że często bywam na blogu o lotnictwie tutaj jakoś żadziej piszę. Zainteresowanie moimi wojażami po Rosji jakoś Was szczególnie nie interesują bo poprzez e-maila nikt do mnie nawet nie napisał. Informuję Was w takim razie że w miesiącu maju mam mieć operację n oczy i jeśli jest ktoś z Was kto chciałby pomóc w kosztach operacji, za każdą wpłatę jestem serdecznie wdzięczny. Numer konta jest poniżej zapraszam i dziękuję.
Pozdrawiam.
UWAGA!
Jeżeli ktokolwiek chce mogę zamieścić reklamę na moim blogu także tym o lotnictwie oczywiście za wynagrodzeniem. Mam wiele odsłon więc można to wykorzystać do reklamowania produktu lub usługi.
Na wyraźną prośbę zamieszczam swój numer konta.
Leśny Krystian
Górki ul.Poniatowskiego 141 05-311 Dębe Wielkie
eMAX plus: 85 1140 2004 0000
3102 7445 8635
Numer rachunku IBAN :PL85114020040000310274458635
Numer BIC :BREXPLPWMBK
Za każdą pomoc będę naprawdę serdecznie wdzięczny tym bardziej że czeka mnie już za chwilę następna operacja oczu i trzeba zebrać 5500 zł.
Krystian
P.S.
Dla tych z Państwa którzy chcą do mnie napisać podaję e-mail:
k.lesny@wp.pl
Jak tylko zrobi się lepsza pogoda dołączę trochę zdjęć z działek gdzie żyjemy.
P.S.
Dla tych z Państwa którzy chcą do mnie napisać podaję e-mail:
k.lesny@wp.pl
Jak tylko zrobi się lepsza pogoda dołączę trochę zdjęć z działek gdzie żyjemy.